Szłam boso po miękkiej, zielonej trawie. Wokół pełno kolorowych kwiatów. Bezy, irysy, tulipany, stokrotki i inne urodziwe gatunki roślin. Nie było drzew. Stąpałam wolno podziwiając uroki tego miejsca. Byłam pełna zachwytu jak wielki wysiłek musiała włożyć w to matka natura, aby było tu tak pięknie jak teraz. Nigdy nie widziałam czegoś tak wspaniałego. Świergot ptaków, lekki powiew wiatru i promienie słońca padające na moje ramiona. Ubrana byłam w zwiewną, białą sukienkę sięgającą aż do trawy. Uniosłam lekko głowę do góry aby móc ujrzeć piękne, błękitne niebo pokryte puchowymi chmurami. Uśmiechnęłam się do siebie idąc dalej. Jedna noga za drugą. Miękka trawa łaskotała moje stopy. Nigdzie nie było tak wspaniale jak tutaj. To wydawało się nierealne. Uważnie oglądałam wszystko dookoła. Do moich uszu docierał cichy szum wody. Odwróciłam się, aby ujrzeć strumyk rzeki. Podeszłam do niego powoli i przykucnęłam na dużym kamieniu. Zanurzyłam obie dłonie w wodzie. Była chłodna i przyjemna. Pod przejrzystą cieczą dostrzegłam małe, kolorowe rybki płynące wraz z jej nurtem. Odpychałam strumień wody raz w jedną stronę, raz w drugą. Poczułam jak coś nagle parzy moje ręce. Odruchowo wyciągnęłam je szybko z wody. Czerń zaczęła rozprzestrzeniać się po rzece. Wstałam przestraszona. Ptaki przestały śpiewać. Chwilę później usłyszałam nieprzyjemny szmer. Podniosłam wzrok. Niebo zaczęło zmieniać swoją barwę. Teraz nie był to piękny błękit. Moim oczom ukazało się mocno czerwone niebo i czarne, najczarniejsze chmury. Słońce zaczęło wypalać zieloną dotąd trawę. Spojrzałam w dół. Przed moimi stopami na ziemi zaczęły pojawiać się pojedyncze pęknięcia, które chwilę później zrodziły się w całość. Ziemia rozstąpiła się, pozbawiając tego miejsca uroku. Miejsce, w którym się znajdowałam nie wyglądało już na raj, to było piekło. Zaczęłam uciekać w przeciwną stronę. Biegłam ile miałam sił, powoli tracąc oddech. Ni stąd ni zowąd drogę zajechał mi mężczyzna na koniu. Nie widziałam jego twarzy ani nawet koloru włosów, ponieważ uderzając w bok zwierzęcia zostałam powalona na ziemię.
~*~
- Julie... Julie...
Poczułam jak ktoś potrząsa moje ramię. Otworzyłam oczy co było błędem, ponieważ zostałam oślepiona przez zbyt dużą ilość światła. Zamknęłam szybko i odruchowo powieki, aby otworzyć je na nowo, tym razem powoli. Czułam, że leżę na czymś miękkim i przyjemnym. Widziałam nade mną sylwetki kilku osób.
- Obudziłaś się!
- Proszę zachować zdrowy rozsądek, nadal nie jest w najlepszym stanie - odpowiedział niski ton człowieka w białym ubraniu na optymizm osoby, od której pochodził znany mi głos.
Biały strój, a w ręku jakaś karta i długopis. Był to lekarz. Powoli moja świadomość wracała. Nie miałam jednak zielonego pojęcia czemu tu leżę i jak się tu znalazłam.
- C-co się w ogóle stało? - Zmarszczyłam brwi patrząc kolejno na Nialla i mojego tatę.
Lekarz zdecydował się opuścić pomieszczenie bez słowa.
- Może ty mi powiesz, młoda damo?! - powiedział zbyt głośno ojciec.
Nienawidziłam kiedy mnie tak nazywał. Robił to za każdym razem kiedy coś przeskrobałam.
- Ja nic nie pamiętam! Co się do cholery stało?! - Oburzyłam się.
Niall zdążył powstrzymać ojca przed jego 'wybuchem'. Skinął do niego głową, a ojciec machnął ręką i opuścił salę mrucząc coś cały czas pod nosem. Splątałam ręce oczekując aż blondyn coś powie. Nie doczekałam się.
- Jak ja się tu znalazłam? Miałam wypadek?
- Coś jakby tak... nie. Bo ty - wstrzymał przez sekundę oddech - skoczyłaś z dachu - wymamrotał ze smutkiem w głosie.
Teraz do mnie dotarło, ale czemu nic mi w życiu nie wychodzi! Nawet nie potrafię się zabić. Totalna ofiara losu.
- Przepraszam? - Tyle zdołałam wydusić.
- Powiesz?
- Co mam Ci powiedzieć?
- Dlaczego to zrobiłaś.
- Wszyscy mnie okłamują! Na okrągło! Każdy sprawia mi przykrość, a w dodatku na moje życie czyha jakiś zasrany prześladowca! Czy to nie dość powodów do samobójstwa? Nie uważasz? I jeszcze ty... Potraktowałeś mnie jak śmiecia.
- To nieprawda. Ja tylko... To nie miało tak wyglądać.
- Oh, tak? A jak niby miało?!
- Nie miej do mnie pretensji! Powiem teraz to co powinien był zrobić Twój ojciec, ale widać nie starczyło mu na to odwagi.
Teraz będzie obrażał mojego tatę?
- Więc... - Zaczął mówić. - Nie możesz do mnie nic czuć, bo ty i ja moglibyśmy być rodzeństwem.
Zmarszczyłam brwi w nierozumieniu.
- Twój ojciec spotyka się z moją mamą od dłuższego czasu.
- Co do cholery?! - Podniosłam się do pozycji siedzącej. - C-co?! Jak...?! On i... Co?! - kręciłam głową w niedowierzaniu. - Dlaczego mi nie powiedział?! Ile to trwa?!
- Wiem to mniej więcej od półtora roku. Zawołam go i porozma...
- Nie! Jeśli życie ci miłe nie rób tego! Nie chcę go teraz widzieć. - Położyłam się znów i dotknęłam dłonią czoła. Czułam jak ból głowy raptownie wzrasta. Leżałam w ciszy z zamkniętymi oczami, wyczuwając wciąż obecność chłopaka. Nie odzywaliśmy się. Próbowałam poukładać sobie wszystko. Wtedy w parku... widziałam ją, po raz pierwszy. To musiała być ona. Niejednokrotnie przyłapywałam ojca w dziwnych sytuacjach. Dlaczego ja się niczego nie domyśliłam?
- Jak długo tu leżę? - Zmieniłam temat pytając już spokojnym głosem, choć w środku mnie się gotowało.
- Co? Od tygodnia. - Westchnął.
- Tak długo? - Zmarszczyłam brwi.
- Spałaś. Byłaś w lekkiej śpiączce.
Znów pomieszczeniem zawładnęła cisza. Słychać było jedynie tykanie zegara ściennego, które bardzo mnie drażniło. Zamknęłam i otworzyłam powieki, aby spojrzeć na Nialla.
- Przepraszam - wypowiedziałam cicho widząc jego smutek na twarzy.
- Ja też. - Patrzył na mnie. - Kocham cię - Uśmiechnął się smutno - jak siostrę - dodał. Nie odpowiedziałam, tylko znów zamknęłam oczy ze zmęczenia. Nic nie jest jak być powinno. Wszystko na odwrót. Nieważne co zrobię, i tak będzie źle. Równie dobrze mogę nie robić nic. Mogę?
Cudowny rozdział *_* :-)
OdpowiedzUsuńwooooow <3 ja na prawdę nie wiem co napisać chyba tylko mogę życyć dalszej weny i czekać na next
OdpowiedzUsuńTori z aska i http://hope-for-a-new-life-harry-styles.blogspot.com