Upewniłam się, że mam wszystko co niezbędne i dopięłam walizkę. Założyłam na siebie cienki sweterek. Nasunęłam na stopy moje ulubione baleriny i chwyciłam za rączkę od bagażu. Obejrzałam się za siebie ostatni raz patrząc na wnętrze domu. Spuściłam głowę w dół, przygryzając wargę. Stałam chwilę w miejscu, zastanawiając się czy naprawdę tracę aż tak wiele. Wyszłam na dwór zamykając na klucz drzwi. Siostra i ojciec czekali już w samochodzie. Włożyłam walizkę do bagażnika po czym zamknęłam go. Wsiadłam na tylne siedzenie pasażera i zapięłam pasy. Uśmiechnęłam się lekko do siostry. Nikt nie odezwał się przez całą drogę na lotnisko.
Szliśmy w stronę odprawy. Co chwilę spoglądałam za siebie. Moją uwagę przykuł nie zbyt wysoki, umięśniony mężczyzna. Ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru t-shirt z krótkim rękawem. Wszystko było by w porządku gdyby nie to, że podążał on krok w krok za nami. Moje serce zaczynało bić z każdą chwilą coraz szybciej. Stanęliśmy aby zorientować się którym samolotem lecimy. Odwróciłam gwałtownie głowę za siebie, kamień spadł mi serca. Rozejrzałam się jeszcze raz po okolicy, mężczyzny już tam nie było. Wróciłam wzrokiem przed siebie i uśmiechnęłam się kręcąc głową.
To wszystko są twoje urojenia.
Wyciągnęłam rękę do Phoebe i zaraz mogłam poczuć jej ciepłą dłoń na mojej. Szliśmy dalej szukając wolnych miejsc do siedzenia. Do odlotu zostało jeszcze pół godziny. Przysiadłam pomiędzy tatą a siostrą i wyciągnęłam swój bilet z torby. Wpatrywałam się w niego z żalem i smutkiem w oczach. Z zamyśleń wyrwał mnie głos ojca.
- Nie martw się. - Pogłaskał mnie po plecach.
- Julie to będą najlepsze wakacje, zobaczysz! - Uśmiechnęła się do mnie brunetka, w tym samym czasie bawiąc się moimi włosami. Nie znała prawdziwego powodu wylotu. Powiedzieliśmy jej, że to będzie nasz wspólny wypoczynek. Takie wakacje.
Tylko nie wiadomo jak długie...
- Idę do toalety. - Klepnęłam się kolana zmieniając temat. - Phoebe idziesz ze mną?
- Idź sama, posiedzę z tatą. - Na jej twarzy gościł szczery uśmiech. Coraz częściej się tam pojawiał.
- Na pewno?
- Tak. - Pogoniła mnie gestem ręki na co się zaśmiałam.
Zostawiłam bagaż i zabrałam ze sobą tylko torebkę. Rozglądałam się za jakimiś znakami, które pomogłyby znaleźć mi łazienkę.
Wyszłam z kabiny zmierzając w stronę umywalek. Cicha muzyka grała w głośnikach, rozchodząc się po pomieszczeniu. Wysuszyłam dłonie i spojrzałam na zegarek.
Zostało 15 minut.
Pchnęłam drzwi wychodząc na zewnątrz. Moje serce podskoczyło do gardła w chwili gdy to zrobiłam.
- Miło cię widzieć Julie.
Usłyszałam lekko zachrypnięty głos. Chciałam rzucić się do biegu jednak zostałam zablokowana. Z jednaj strony Harry, z drugiej inny mężczyzna, który pojawił się nagle, jakby wyrósł z ziemi. Kojarzyłam tę twarz. To on szedł cały czas za nami.
- Nie podzielam twojego entuzjazmu. A teraz przepraszam, ale śpieszę się - oznajmiłam próbując się wydostać.
- Pozwól więc, że cię odprowadzę.
- Chyba śnisz! - Obijałam się o nich, chcąc się oddalić spanikowana.
- Spójrz tam. - Wskazał palcem w dal.
Zmrużyłam oczy aby wyostrzyć wzrok. Wstrzymałam oddech i pracę serca. Niedaleko taty i Phoebe kręciło się dwóch facetów. Wyglądem przypominali tego, który stał obok mnie. Na skórze czułam zimne kropelki potu, a w ustach suchość. Teraz spostrzegłam, że cała się trzęsłam.
- Jeśli chcesz żeby byli bezpieczni, wsiądziesz do drugiego samolotu ze mną, w innym przypadku... - podrapał swój policzek - no cóż radziłbym wybrać mniejsze zło. - Chrząknął. - Twój bagaż czeka już w samolocie - dodał.
- Jesteś popieprzony! - Uderzyłam bruneta prosto w twarz, od razu pożałowałam. Dostałam z liścia w twarz od czarnego mężczyzny, który jeszcze przed chwilą stał za mną. Natychmiast przyłożyłam dłoń do policzka, który mocno zapiekł. Loczkowaty posłał mu groźne spojrzenie na co tamten uniósł tylko ręce w geście obronnym.
- Idziesz po dobroci, czy wolisz robić zamieszanie?
- Po dobroci?! - Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym jadu, a jednocześnie łez.
- Zaczynam się niecierpliwić - mruknął. - Spójrz jeszcze raz, a może podejmiesz właściwą decyzję. - Wskazał gestem ręki na przestrzeń przed nami.
Przyglądałam się chwilę tacie, siostrze i tym cholernym typom, którzy nie dawali za wygraną. Cały czas chodzili wkoło. Byłam wściekła i jednocześnie bezradna. Nie mogłam uratować nas wszystkich. Spanikowałam, nie będąc pewną co robić. Myślałam nad ponownym uderzeniem ich obu i próbą ucieczki. Nastąpiłam z całej siły na nogę umięśnionego mężczyzny i pchnęłam w tył, ale nawet nie drgnął. Zaczęłam bić go pięściami, po chwili uderzyłam nogą w jego kolano. Gwałtownie złapał moje nadgarstki i jednym gestem odwrócił moje ciało w stronę Harrego. Nowe łzy zaczęły zbierać się w kącikach moich oczu. Chciałam je zatamować, jednak nie potrafiłam.
- Dosyć - warknął brunet. - Wybierasz czy może ci pomóc?
Mierzyłam się z nim wrogim spojrzeniem przez jedną minutę. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Po chwili kiwnęłam głową informując, że możemy iść. W oczach miałam gorzkie łzy, które coraz częściej spływały po moich policzkach. Poprawiłam torebkę na ramieniu. Szłam przy boku wysokiego chłopaka. Spojrzałam ostatni raz za siebie. Byli bezpieczni. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Weszłam na pokład z Harrym. Pokierował mnie na nasze miejsca. Miałam ochotę krzyknąć, do tych wszystkich ludzi wokół, ale bałam się, że zrobi krzywdę mojej rodzinie. Zajęłam siedzenie przy oknie.
- Samolot gotowy do lotu. Proszę zapiąć pasy.
Usłyszałam od stewardesy.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz