poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 19


Widoki za małym okienkiem samolotu nie były zadowalające. Same chmury, czasem z prześwitem na błękitnie niebo. Wiele razy doświadczyłam tego krajobrazu, dlatego teraz byłam znudzona. Jeśli człowiek wpada w rutynę ciężko być szczęśliwym. Poza tym jak mogłabym się cieszyć u boku Harry'ego? Cały czas trzymałam głowę przyklejoną do szyby, nie chcąc natrafić wzrokiem na chłopaka. Chciałam go bić z całej siły, jak najmocniej. Pragnęłam doprowadzić go do śmierci. Zakładam, że nikt nie przyszedłby na jego pogrzeb. Bo jak ktoś taki jak on może mieć przyjaciół.
Nie wiedziałam dokąd lecimy. Bałam się oddychać, a co dopiero zapytać. Siedziałam nadal w milczeniu, a drobne łzy spływały bezdźwięcznie po moich policzkach.

~*~

- Zawiążę ci oczy - powiedział bez emocji.
- Po co? - spytałam przelękniona.
Spojrzał na mnie surowym wzrokiem. Zdecydowałam więcej nie pytać. Podszedł do mnie i przyłożył brudny kawałek materiału do oczu. Oplótł go w okół mojej głowy i mocno zacisnął. Słyszałam jak otwiera drzwi auta. Pomógł mi wsiąść do środka. Przystawił do moich ust rękę i wcisnął coś do buzi. Zbadałam językiem obiekt.To była pastylka.
- Popij to. - Dał mi do ręki butelkę z cieczą.
- Co to jest? - Słowa z trudem opuszczały moje gardło.
- Umili ci podróż - mruknął - Popij!
Wzięłam łyk zimnej wody. Nie wiedziałam co robię. Strach nie pozwalał mi myśleć. Słuchałam się chłopaka ze strachu. Czułam jak łapie mnie za ramiona i kładzie na siedzenie. Nie miałam siły się opierać. W głowie zaczęło mi huczeć, a obraz z każdą sekundą coraz bardziej się mazał. Leżałam bezwładnie na siedzeniu aż w końcu odpłynęłam.

~*~

- Twój nowy pokój. - Wskazał gestem ręki. - Mam nadzieję, że ci się spodoba - powiedział ironicznie.
Stłumione dźwięki dochodziły do moich uszu. Czułam słabość, która przejęła kontrolę nade mną. To co mi podał w drodze, jak widać nie przestawało działać. Na wpół otwartymi oczami zbadałam pomieszczenie. Ciemna, drewniana podłoga pod stopami. Betonowe ściany, stary materac i małe okienko po lewej. Pokój wyglądał na strych. Jeszcze przez minutę czułam Jego oddech na szyi. Stał zdecydowanie za blisko, ale nie potrafiłam wykonać najmniejszego kroku aby zwiększyć odległość między nami. Wyszedł zamykając za sobą skrzypiące drzwi.
  On chciał mojej śmierci. Był jednym z tych ludzi, którzy kochają patrzeć na krzywdę człowieka. Nie wiele o nim wiedziałam, ale tego byłam pewna. Jak inaczej wytłumaczyć to wszystko? Z jakiego innego powodu miałabym się tu znaleźć? Nie wyglądało to tak jakby szukał towarzysza do rozmów. Po prostu czekał i patrzył na mój ból i paraliżujący mnie strach, na moje gorzkie łzy i pewnie uśmiechał się w głębi podczas kiedy na zewnątrz pozostawał nie wzruszony. Czasem wydawał się, jakby nie czuł niczego. Żadnych emocji. Jakby był stworzony tylko i wyłącznie do wyrządzania krzywdy. Chociaż nie, jedyną emocją jaką czuł była złość. Złość, która mi też się udzielała, ale oprócz niej czułam bezsilność. Czułam jak wypalam się od środka. Jeśli i tak mam zginąć, muszę dowiedzieć się dlaczego właśnie ja. Czym nasza rodzina sobie zawiniła? Może tu chodziło o coś więcej niż zwykłą chęć śmierci.
Czarne i podejrzliwe myśli zaczęły rozsadzać mój umysł na nowo.
Od dłuższego czasu próbowałam się wydostać. Chodziłam od drzwi do okna i szarpałam za nie z całych sił. Ani drgnęły.  Trudno byłoby mi wydostać się przez to małe okno jeśli jednak bym je otworzyła i zawołała o pomoc możliwe, że ktoś by usłyszał. Przyszedłby i mnie uratował. Wróciłabym do domu, a tego dupka zamknęliby w więzieniu. Ale istniałaby inna opcja; osoba, która chciałaby mnie uwolnić mogłaby stać się kolejną ofiarą Harry'ego.
  Rozejrzałam się za czymś co mogłoby pomóc mi stłuc szybę. Jedyne co znalazłam to mały sterczący z podłogi gwóźdź. Przykucnęłam i zaczęłam się z nim siłować mając nadzieję, że kiedy chłopak wróci wsadzę mu go w oko. Metal nie chciał ustąpić, więc dałam sobie z nim spokój i opadłam na materac. Kurz z niego uniósł się w górę, a następnie opadł na mnie, wywołując kichanie.  
  Zastanawiałam się czy jestem jego pierwszą ofiarą, którą tu sprowadził. Może trzymał tu już kogoś wcześniej. Kogoś, kto też bał się tak samo jak ja. A może nie był jednym z tych morderców jak na filmach, może zbłądził na niewłaściwą drogę i... cholera co ja wygaduję! Dlaczego ja go w ogóle tłumaczę?! On jest tym złym, tym, który robi to co najgorsze. To oczywiste. Nie raz zdążyłam się o tym przekonać. Należałoby dać mu nauczkę, tylko w jaki sposób, skoro prędzej czy później każdy by się go przestraszył? A może tylko ja tak panikuję... Ale przecież nie wyobrażam sobie kogoś kto w takiej sytuacji pozostawałby niewzruszony.
 ~*~
 Było tu strasznie gorąco i duszno, a ja nawet nie mogłam wywietrzyć tego zaduchu. Cała pokryta byłam potem. Miałam na sobie bluzkę z długim rękawem i długie dżinsy. W Londynie tamtego dnia było zimno, ubrałam się odpowiednio do pogody. Teraz tej strój mógłby być nawet grzechem. Zabrałam swoją walizkę i wróciłam do materaca. Przeszukałam ją w poszukiwaniu szortów i bluzki na ramiączka. Narzuciłam na siebie szybko ubranie mając nadzieję, że w tym czasie Harry nie wejdzie do pokoju.
  Minęło już sporo czasu, a ja dopiero teraz zauważyłam czarny fortepian stojący pod jedną z bocznych ścian. Zdziwiło mnie jak wcześniej mogłam go nie dostrzec, ale w strachu myśli się przede wszystkim jak przetrwać, a nie podziwia instrumenty. Wyglądał na dość stary, pokryty był cały kurzem. Zastanawiało mnie czemu tu stoi. Taki piękny, a tylko się tutaj marnuje.
Spojrzałam w górę kiedy ułożyłam głowę na materacu. Nade mną wisiała spora pajęczyna. Cisza, tylko to można było usłyszeć. Poczułam zimną kroplę spływającą po moim policzku. Dotarło do mnie, że płaczę.
~*~
  Moje oczy otworzyły się natychmiast, gdy usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach. Drewno zaskrzypiało pod wpływem kroków, a ja odruchowo cofnęłam się pod samą ścianę. Harry postawił na podłodze tackę z jakimś jedzeniem. Odwróciłam głowę, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. W myślach zaczęłam na niego kląć. Był dla mnie śmieciem, tylko co to miało za znaczenie. Odszedł bez słowa w głąb korytarza. Ponownie usłyszałam przekręcany klucz. Spojrzałam na to co przyniósł. Coś co wyglądało jak udko kurczaka i kawałek czerstwego chleba, a obok szklanka wody. Pogrywał ze mną. Czekał na moment, aby zaatakować. A ja nie miałam zamiaru jeszcze umierać. Odepchnęłam tackę nogą. Domyślałam się do czego mógłby być zdolny; mógł tam coś wsypać - truciznę. Poza tym teraz nawet nie myślałam o jedzeniu. Marzyłam by wrócić do ciepłego domu. Ułożyłam się znów na plecach a ręce oparłam na brzuchu. Teraz dostrzegłam jak mały pająk wije się po sieci.

~*~

  Kolejnego dnia znowu bawiłam się gwoździem próbując go wyciągnąć. Drzwi wydały dźwięk skrzypienia, a ja natychmiast położyłam się na łóżku udając, że śpię. Nie wiedziałam skąd, ale on wiedział, że oszukuję.
- Znowu nic nie zjadłaś. - Stwierdził patrząc na pełną tackę. Podniósł ją i zaczął zmierzać w kierunku wyjścia.
- Chcę się umyć - powiedziałam stanowczo otwierając jedno oko. Odwrócił się do mnie, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Smród potu i brudu mnie dobijał. Ale głownym powodem mojego żądania była chęć ucieczki. Być może to była moja szansa.
- W porządku. Zaraz przyniosę miskę z wodą i ręcznik.
- Żartujesz? - Zmarszczyłam brwi, nie chcąc wybuchnąć złością.
Zaśmiał się głośno, ale szybko się opanował i znów spoważniał.
- Wieczorem - powiedział i zostawił mnie.
Świetnie, że karze mi czekać. Jeśli jednak ma to być kluczem do wolności, do wieczora mogę zaczekać. Ale powinnam mieć plan.
Plan... Wychodzę do łazienki, spuszczam wodę udając, że się kąpię i nasłuchuję czy jest gdzieś w pobliżu Harry. Jeśli droga wolna przekręcam zamek i uciekam na zewnątrz. A potem już tylko do domu... Jakoś to będzie...
Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć kulki z rewolweru lecące w jego stronę.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz