poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 20


Trzymał mnie ciasno przy swoim boku. Otworzył drzwi łazienki i jednym ruchem wepchnął do środka. Pomieszczenie nie było duże, ale nie było też małe. Beżowe kafelki na ścianach i trochę ciemniejsze na podłodze. Na lewo prysznic i wanna, na prawo toaleta i umywalka, nad którą wisiało małe lustro. Obok dwie wiszące szafki. Nic nadzwyczajnego. Zerknęłam  przez ramię niechętnie na bruneta. Nie musiałam nic mówić, moje spojrzenie zrobiło to za mnie. Idź już sobie, tak dokładnie to mówiło. Zrozumiał.
- Pośpiesz się i nic nie kombinuj. - Jego twarz nagle zrobiła się całkowicie spokojna. Nie pojmowałam jak można tak szybko zmieniać uczucia, lub je maskować. Wyszedł, a ja od razu rzuciłam się do przeglądania szafek. W pierwszej były: szczoteczka, pasta do zębów, płyn do płukania ust, nić dentystyczna, a w drugiej same detergenty.
- Żadnych ostrych przedmiotów do samoobrony... Może dlatego kazał mi czekać do wieczora... Aby upewnić się, że nic tu nie znajdę... - powiedziałam szeptem patrząc na siebie w lustrze. Miałam nadzieję, że coś znajdę i teraz co? Czym mam się bronić? Gwoździem, którego nawet nie potrafię wyciągnąć? Wszystko było nie tak. Zrezygnowałam z szukania.
Sprawdziłam jeszcze raz czy drzwi są zamknięte, aby móc w spokoju wziąć prysznic i zmyć z siebie pot, brud i upokorzenie. Chociaż nie, upokorzenia nie da się zmyć.

~*~

Harry's POV
  Siedziałem pod drzwiami łazienki już dobrą godzinę. Słyszałem lejące się strumienie wody. Ile można brać prysznic? Zacząłem stukać palcami w podłogę. Wolałem tu być dla pewności, że nic głupiego nie przyjdzie jej do głowy. Nie miała dokąd uciec. Była tylko ona, ja i ten dom. Nikogo w pobliżu. Dookoła nas pustkowie... Chciałem żeby tak było, ale chcieć a mieć to dwie różnie rzeczy. Tak naprawdę w okół byli ludzie, sąsiedzi... ale oni nie wiedzieli o niczym, byli nieświadomi. Wiedzą, że dom nie stoi już pusty, muszą wiedzieć bo mój samochód zaparkowany jest centralnie na podjeździe. Ale ludzie nie lubią mieszać się w cudze sprawy, poza tym oprócz tego, że tu jestem nic nie wiedzą. Nie znają mnie, takiego jaki jestem teraz. Kiedyś mnie znali, byłem młody i wtedy nie byłem sam. Ale możliwe, że nawet już ich nie ma, że są nowi, inni ludzie, którzy teraz tu mieszkają. Starzy mogli opuścić to miejsce dawno temu, mogli też zostać. Jedyną znaną twarzą, którą rozpoznawałem była starsza pani Tombs. Dawno temu, zawsze kiedy spotykałem ją na jej podwórku dawała mi cukierki, były pyszne. Smak dziecińśtwa, teraz nawet chyba przestali je produkować. To głupie, że wszystko co najlepsze kończy się najszybciej. Ale wiele razy zdążyłem się już o tym przekonać.
- Skończyłaś już grzebać po szafkach i sprawdać możliwości ucieczki? - zapytałem znudzony jej zapalczywością.
- Wypuść mnie - powiedziała.
Stała tuż przy drzwiach bo tylko stąd mogłem ją tak dobrze słyszeć.
- Masz rację, zachowałem się źle... Wypuszczę cię zaraz jak stamtąd wyjdziesz.
- Naprawdę?
- Jesteś aż tak naiwna? - Zaśmiałem się gorzko.
- Dupek.
- Co powiedziałaś? - Wstałem.
- Nic - powiedziała szybko.
- Wracamy. - Włożyłem palce między zatrzask w drzwiach i chwilę się z nim siłowałem, aż drzwi ustąpiły. Chwyciłem za klamkę i otworzyłem.
- Dokąd?
- Na strych oczywiście.

~*~

  Jestem na siebie zła. Mogłam wykorzystać sytuacje, wtedy jak byliśmy na dole. Mogłam zacząć go bić, próbować uciec. A gdyby mi się udało? Zresztą, kogo ja próbuję oszukać. Ja przeciwko niemu, zabawne. Nie, nie jest mi do śmiechu.  Nie miałabym dużysz szans, a wiedziałam do czego jest zdolny. Pozostawało mi mieć nadzieję, że jednak jakoś się wydostanę. Wyjście na zewnątrz bez niego na ogonie to już połowa sukcesu. Połowa drogi, jednak to ta trudniejsza. Potem już z górki, racja? Wystarczy poprosić kogoś o pomoc, ktoś napewno by jej udzielił. Zapukam do jednego domu, a jak nikt nie otworzy, pójdę do drugiego. Zadzwonią na policję i wszystko się skończy. Tata na sto procent poinformował już służby ale czy są takimi osłami, żeby nie umieć znaleźć Harry'ego? To nie może być aż tak trudne... Podniosłam się z materaca i podbiegłam do drzwi. Szarpnęłam pary razy za klamkę, nie ustępowały.
- Chcę stąd wyjść! - krzyknęłam na cały głos. Głucha cisza, tylko ją usłyszałam. - Chcę wyjść! Wypuść mnie! - krzyczałam aż do zdarcia gardła. Kiedy zaczęło mnie boleć i wciąż nie słyszałam nic prócz mojego wołania, zaczęłam bić pięściami w drewniane drzwi. Kości zaczęły mnie boleć, a skóra zdzierać się. Spojrzałam na nie, były czerwone i poobijane. Nadal w domu panowała głucha cisza. Położyłam się spowrotem, strumienie gorzkich łez zaczęły spływać po moich policzkach. Szloch wypełnił całe pomieszczenie. Nic nie było w stanie go zagłuszyć.

~*~

- Śniadanie - mruknął stawiając tackę na podłodze przed materacem.
Wpatrywałam się w niego zastanawiając czy to dobry moment aby zaatakować. A jeśli miał przy sobie nóż? Scyzoryk? Jedna część mnie nie chciała się ruszyć, ale druga walczyła z tą pierwszą. Jeśli chcę uciec nie mogę siedzieć bezczynnie. Nic nie robi się samo. Odgarnęłam włosy z oczu i wlepiłam wzrok w jego plecy kiedy odchodził. Podniosłam się zwinnie i podbiegłam do niego. Kiedy chwycił za klamę, wskoczyłam mu na plecy. Zareagował próbując mnie zżucić. Przystawiłam rękę do jego głowy, zaczęłam szarpać za włosy. Chwiał się na boki usiłując się wyswobodzić z mojego ciasnego uścisku. Czułam, że mogę zaraz spaść więc złapałam się jeszcze mocniej. Biłam jedną pięścią w plecy, drugą utrzymywałam równowagę. Wystawił rękę za siebie, chciał odepchnąć moje dłonie od niego, wtedy mocno ugryzłam go w nadgarstek. Ostatecznie pchnął mnie na podłłogę, upadłam z hukiem na plecy. Zapiekły, ale wtedy nie to było ważne. Wciąż leżąc uniosłam się na łokciach. Chciałam zacząć iść do tyłu, ale nie mogłam mu pokazać, że ma przewagę, pozostałam nieruchoma.
- Ugryzłaś mnie - wycedził przez zęby. Jego oczy wpatrzone we mnie były czarne. Był wściekły, ale nie robił gwałtownych ruchów. Stał w miejscu, pięści miał zaciśnięte. Brzuch zaczął mnie boleć, strach powrócił. On stał nade mną i miał zdecydowanie więcej siły niż ja. Słusznie byłoby się teraz wycofać? Czy lepiej zostać? Nie miałam odwagi wstać. Milczałam tak samo jak on. Czekałam na jego kolejny ruch, nic nie robił. Jego kolor oczu znów stał się zielony, a pięści poluźnił z uścisku.
- Nie rób tego więcej - powiedział łagodnym tonem i wyszedł.
Osłupiona wciąż nie mogłam się ruszyć. Na prawdę nie wierzyłam jak można mieć tak zmienne nastroje. To nie było normalne, to było chore. Nie wiadomo już czego można się po nim spodziewać...
Zjadłam cztery kromki chleba z miodem, które przyniósł chłopak. Byłam bardzo głodna, od kilku dni nic nie jadłam. Wciąż nie wiem skąd miałam na tyle sił by żucić się na bruneta. Burczący brzuch... dałam mu za wygraną. Stwierdziłam, że to zbyt proste dla Harry'ego podawać mi truciznę w jedzeniu. To nie był jego sposób na mnie. To byłoby bezsensu.
Jadłam łapczywie chcąc więcej i więcej. Talerz był już pusty, a mi to nie wystarczyło. Chciałam więcej, ale co mogłam zrobić. Nie byłam już tak głodna, nie byłam też syta. Starałam się już nie myśleć o chlebie z miodem, myślałam bardziej o Harrym. Jak go przechytrzyć? Musi być przecież jakiś sposób.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz