poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 21


 Chodziłam po strychu, waliłam pięściami w drzwi, kładłam się na materac i machałam nogami. Wyglądałam przez okno i krzyczałam do bólu gardła. Wszystkie te czynności wykonywałam na zmianę, ale były one bez znaczenia. Było tutaj gorąco, wciąż nie mogłam otworzyć okna. Przykucnęłam przy starym gwoździu i znów zaczęłam wokół niego dłubać paznokciem.
Wyglądał jakby był do wyciągnięcia, ale wcale tak nie było. Siedział w drewnie i nie chciał wyjść. Jakby mu się tu podobało. Był taki zawzięty, chciał mi zrobić na złość. Może lubił tu mieszkać... Co ja mówię! Przecież to martwy przedmiot, który nie ma uczuć. Zgłupiałam. Tak nie da się funkcjonować. Muszę stąd wyjść bo zwariuję do reszty. Będą mnie odwiedzać w psychiatryku... Zamiast mnie powinien trafić tam Harry.
Stanęłam przed okienkiem zmęczona. Dopiero teraz mogłam zobaczyć okolice. Wcześniej nie zwracałam na nią najmniejszej uwagi. Po obu stronach było kilka małych domów, a przed nimi zielone, zadbane ogródki. Po środku dziurawa droga, gdzieniegdzie pokryta piachem. Drzewa wysuszone, jakby umierające. Na jednym z podjazdów stał zaparkowany brzydki, srebrny samochód.
Przeniosłam znów wzrok na ulicę. Jakiś mężczyzna szedł jej środkiem powolnym krokiem. Nie umiałam określić jego wieku z tego miejsca, widziałam tylko, że miał ciemne włosy. Pomyślałam, że warto spróbować krzyczeć. Jeśli usłyszałby moje wołanie może by pomógł. Nie miałam nic do stracenia, wręcz przeciwnie. Mogłam tylko zyskać.
- Pomocy! - krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam - Pomocy! On mnie więzi! Nie mogę wyjść! Pomocy!
Mężczyzna zaczął rozglądać się na boki. Usłyszał mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jestem tu na górze! Pomocy! - krzyknęłam jeszcze raz.
Przyglądałam się mu cały czas. Zatrzymał się i wpatrywał w przestrzeń, stał tyłem do mnie. Zmarszczyłam brwi kiedy zaczął się oddalać.
- Zawróć! Jestem na strychu! - poinformowałam go.
Szedł dalej przed siebie, jakby mnie nie słysząc. Zaczęłam bić pięściami w szybę. Z moich ust bezustannie wydobywało się głośne 'pomocy!'. Zamilkłam kiedy przystanął. Starałam się dostrzec na co patrzy. Ktoś z prawej strony biegł w jego kierunku. Dziewczyna w blond włosach. Kiedy stanęła przed nim, rzuciła mu się na szyję. Przytulił ją, potem zaczęli oddalać się jeszcze bardziej. Obserwowałam ich do końca, aż zniknęli mi z oczu.
- Pomocy - wypowiedziałam bezgłośnie z łzami w oczach.
Harry na szczęście mnie nie słyszał. Nie było go w domu albo po prostu mnie ignorował. Pewnie wychodził z założenia, że nikt mnie nawet nie usłyszy. Mogłam krzyczeć do woli, i tak nie otrzymałabym pomocy. Tak czy inaczej nie miałam nic do stracenia, zawsze warto próbować. Ale z drugiej strony zaczynałam wątpić. Wątpiłam, że policja mnie znajdzie, wątpiłam, że kiedykolwiek się stąd wydostanę. Musi pomóc mi ktoś z zewnątrz albo muszę poradzić sobie sama. Nigdy nie byłam dobra w rozwiązywaniu problemów, a teraz zostałam rzucona na głęboką wodę. Nie umiałam pływać, machałam rękami i nogami, woda wlewała mi się do gardła, próbując udusić. A do tego Harry, który był obok, kładł swoją dłoń na mojej głowie i próbował wepchnąć głębiej pod wodę. Chciał mnie utopić.
Zaczęłam zastanawiać gdzie jest teraz brunet, w domu czy wyszedł, a jeśli jest tutaj to co robi. Gotuje, albo sprząta albo robi cokolwiek innego. Nie widziałam go już kilka godzin i cieszyłam się z tego. Nie chciałam na niego patrzeć. Był ostatnią osobą, którą pragnęłam teraz zobaczyć, a jednocześnie jedyną, którą mogłam zobaczyć. Ta myśl sprawiała, że czułam się fatalnie. Było mi wstyd bo dałam złapać się w jego sidła. Wstydziłam się tego, że jestem bezradna, że nic mi nigdy nie wychodzi. Czasem myślę sobie, że zostałam stworzona tylko dla pośmiewiska.
~*~
Nie wiedziałam co robić. Nogi bolały mnie od nieustannego marszu po pomieszczeniu. Odwróciłam głowę w kierunku fortepianu. Moja mama potrafiła pięknie grać. Uczyła mnie czasem, kiedy wracałam ze szkoły. To sprawiało, że odchodziłam na chwilę od realnego świata i mogłam przelać moje uczucia na nuty. Nie chodziłam na dodatkowe koło muzyczne, wystarczały mi lekcje w domu. Gra nie była moją największą pasją, była to forma spędzania wspólnego czasu z mamą. Opowiadała mi jak w dzieciństwie na różnych przyjęciach w domu goście zbierali się wokół niej, a ona zaczynała grać. Słuchali uważnie, a kiedy kończyła, otrzymywała głośne brawa. Była z siebie dumna. Mówiła, że czasem występowała nawet w małych restauracjach dla przyjemności. Zawsze ją podziwiałam.
  Ojciec sprzedał jej fortepian. Powiedział, że nie zniesie dłużej patrzenia na ten instrument. Tłumaczył, że zawsze wtedy przypomina mu się mama. Nie rozumiałam co w tym złego. To była cenna pamiątka, a on ją po prostu sprzedał. Prosiłam go, żeby tego nie robił, ale na co moje błagania. Nikt mnie nigdy nie słucha. Mam wrażenie jakbym była niepotrzebna, niechciana. Rodzice powinni dbać o swoje dzieci. Mój tata z jednej strony mówił, że ważne jest moje bezpieczeństwo, a z drugiej miał mnie gdzieś. Oddalaliśmy się od siebie, nie byliśmy zgrani jak kiedyś. Teraz do mnie dociera, że to mama trzymała całą naszą rodzinę razem, kiedy jej zabrakło nie byliśmy już jednością. Czegoś nam brakowało i nie chodziło tylko o mamę.
Usiadłam na krześle i położyłam powoli dłonie na klawiszach. Wcisnęłam jeden z nich aby usłyszeć pojedynczy niski dźwięk. Zastanawiałam się co mogę zagrać, co znam. Siedziałam kilka minut wpatrzona w pustą przestrzeń przed sobą, starałam się przypomnieć jak brzmiała ulubiona piosenka moja i mamy. Ustawiłam dłonie przy odpowiednich klawiszach, zaczęłam grać. Fałszywe nuty wkradały się co chwila do mojej melodii. Cały czas przerywałam, zastanawiając się jak naprawdę powinno to brzmieć.
- Do sześciu razy sztuka - stwierdziłam i ponownie zaczęłam grać.
Z instrumentu wydobywały się czyste i wyraźne dźwięki. Uśmiechnęłam się pod nosem i przymknęłam oczy. Moje palce błądziły po klawiszach, a do uszu dochodziła stara, piękna melodia. Nie pamiętałam tesktu piosenki, ani nawet jej tytułu. Znów poczułam się jak kiedyś. Odpłynęłam daleko stąd. Teraz znajdowałam się w zupełnie nowym miejscu. Wyobrażałam sobie mamę, która siedzi obok i uśmiecha się równie szeroko jak ja. Z tego stanu wyrwał mnie głośny huk drzwi. Wszystko runęło. Moja ręka opadła na niewłaściwy klawisz i wcisnęła go mocno, kiedy usłyszałam czyjś krzyk. Dotarło do mnie, że to Harry. Wstałam zmieszana, a równocześnie przestraszona.
- Kto pozwolił ci grać?! - krzyknął zbliżając się do mnie.
Spłoszona uciekłam dalej i zatrzymałam się przy materacu. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale nie miałam zamiaru przepraszać. Stałam bez słowa wpatrując się z drżącymi rękami w Harry'ego.
- Nigdy więcej nie chcę słyszeć tego zasranego fortepianu! - wrzasnął podchodząc bliżej.
Czekałam na moment aż mnie uderzy. Podniósł rękę w górę, a ja przełknęłam głośno ślinę. Nie bałam się bólu, tylko kolejnego upokorzenia i pokazania swojej bezradności. Miałam pewność, że jego ręka wyląduje z impetem na moim policzku. Przymknęłam oczy spodziewając się jego ruchu. Po kilku sekundach zdezorientowana otworzyłam powieki. Zobaczyłam jak chłopak przeczesuje swoje włosy.
- Myślałam, że mnie uderzysz - wyznałam szczerze.
- Nie biję dziewczyn.
- Oh, a duszenie to co innego. - Przypomniałam mu incydent.
Nie doczekałam się odpowiedzi. Stał przede mną ze złym wyrazem twarzy.
- Czemu jesteś taki wściekły? - spytałam odważniej.
- Nie muszę ci mówić.
Po tym zdaniu wydawał być się bardziej spokojny niż chwilę wcześniej. Odsunął się kilka kroków w tył, odwrócił i zaczął iść do drzwi.
- Owszem nie musisz.
Przystanął w połowie drogi, ale nie odwrócił się żeby na mnie spojrzeć. Przez chwilę w pokoju panowała cisza, aż w końcu zaczął mówić chłodnym głosem.
- Moja siostra Gemma i mama grały na tym instrumencie zawsze w piątki, po obiedzie. W czwartki ćwiczyły nowe melodie. Wtedy fortepian stał w salonie.
- Gdzie są teraz? - zapytałam zaciekawiona.
Odpowiedział mi trzask drzwi. Potrząsnęłam głową. Nie mogłam doszukać się w niczym żadnej logiki, wszystko było tajemnicą. Wiedziałam, że dowiem się prędzej czy później prawdy, jednak miałam dość czekania. Czas był moim wrogiem, ciągnął niemiłosiernie. Nie miałam pojęcia co dzieje się ze mną, z Harrym i ze wszystkim co mnie otacza.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz