poniedziałek, 10 sierpnia 2015

rozdział 23


  Siedziałam pod drzwiami strychu z twarzą zatopioną w dłoniach. Była noc, ale tym razem nie zamierzałam spać. Nie czułam złości, ani smutku. Sama nie wiedziałam co powinnam czuć. Może to był moment, w którym żadne uczucia nie towarzyszą człowiekowi. Jedyną myślą wokół, której kręcił się mój umysł było to dlaczego właśnie mnie to spotkało. Czemu nie kogoś innego? Kogoś kto umiałby poradzić sobie w tej sytuacji. Nie miałam pewności co robić, myśleć czy czuć. Życie zawsze było trudne, jednak nigdy nie sądziłam, że stanę przed takimi problemami. Nie miałam komu wierzyć, na kogo liczyć, na kim się wesprzeć. Nikt nie mógł powiedzieć mi, że wszystko będzie dobrze, chociaż gdyby m to usłyszała pewnie bym nie uwierzyła. Dobrze jest jednak mieć kogoś kto zawsze będzie stał  za tobą i wierzył w to co robisz. Moi przyjaciele zniknęli, tak jak rodzina. Przebywałam pod jednym dachem z oszustem a zarazem mordercą. Zastanawiałam się czy mnie też zabije, a jeśli to kiedy. Wszystkie łzy zdążyłam wylać poprzedniego wieczoru, teraz nie potrafiłam uronić nawet jednej. Może to dobrze, a może źle. Powinnam się bać? Dalej uciekać? Czy to miało jakikolwiek sens? Może przyszłość jest już zapisana i nieważne co zrobię, będzie jak ma być. Więc po co walczyć, po co się chować? Bezsilność obezwładniła moje ciało, a teraz zaczęła obezwładniać umysł. Chęć walki zniknęła i przyszedł czas na poddanie się. Możliwe, że śmierć nie jest taka za jak wydawało mi się do tej pory. Co jeśli to ten moment, w którym bez względu na wszystko zginę?

~*~

- Jesteś podłym kłamcą - powiedziałam biorąc łyk wody, którą właśnie mi podał.
- Czasem można żyć z kimś kilkanaście lat i niewiedzieć co robi za twoimi plecami. Bierzesz ślub, myślisz, że wszystko jest dobrze, masz dzieci, a potem okazuje się, że twój mąż ma dwie kochanki. Wiesz o kim mówię?
Zaprzeczyłam głową.
- O mojej babci . - Uśmiechnął się sztucznie.
- Przestaniesz się użalać?
- Ja tylko mówię jakie jest życie.
- Wiesz, znam bardziej intrygującą historię - zaczęłam - Dziewczyna z Londynu żyje sobie normalnie, nagle zjawia się jakiś dupek, twierdzi, że jest nauczycielem i przychodzi do jej szkoły. Grozi jej i prześladuje, aż w końcu porywa z lotniska i wiezie do innego kraju. Możliwe, że już kiedyś o tym słyszałeś - uśmiechnęłam się tak samo nieszczerze.
- To ciekawa historia, a znasz może jej zakończenie? - zapytał.
- Dziewczyna wraca do domu, a mężczynę zamykają w wzięzieniu - dokończyłam.
- Ja znam inną wersję.
- Dość! - Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- Nie chcesz posłuchać? - Udał urażonego.
-Jedyne czego chcę posłuchać to tego jak wytłumaczysz oszczerstwa na mojego tatę! - krzyknęłam zirytowana.
- Może zamiast słuchać mnie, posłuchaj jego. - Sięgnął ręką do jednej z kieszeni spodni i wyciągnął telefon.
- Co robisz?
Przyłożył palec do swoich ust na znak żebym przestała mówić. Przyglądałam mu się uważnie zdzeziorientowana. Wystukał coś na komórce i przyłożył ją do ucha. Czekałam zniecierpliwiona.
- Dylan? - odezwał się.
Uniosłam brwi słyszą imię taty. Harry usiadł obok mnie.
- Jeśli chcesz usłyszeć co ma do powiedzienia, siedź cicho albo się rozłączę - powiedział do mojego ucha, aby tata nie usłyszał, a mnie przeszedł dreszcz.
- Jesteś tam?
Usłyszałam głos po drugiej stronie, kiedy Harry wączył głośnomówiący.
- Gdzie jesteś?! Natychmiast oddaj mi córkę! Słyszysz?!
- Może trochę grzeczniej?
- Znajdę cię, a wtedy...- Wtedy co?! Spalisz tak samo jak moją rodzinę?!
Ojciec zaśmiał się do słuchawki.
- Sami się o to prosili.
- Powinieneś smażyć się w piekle! A ja pomogę ci tam trafić - wycedził Harry.
- Oddaj mi Julie!
- Tato! - krzyknęłam, a wtedy chłopak pospiesznie się rozłączył.
- Masz dowód! - Zerwał się z materaca. - Teraz wierzysz?!
Zaprzeczyłam głową rozrzęsiona. Wyglądałam jakbym miała się rozpłakać, ale nie mogłam bo wciąż nie wierzyłam. Wydawało mi się, że to paskudny koszmar, z któego nie mogę się obudzić. Brunet usiadł na podłodze pod jedną ze ścian. Po jego wyrazie twarzy mogłam wywnioskować, że poraz pierwszy nie wiedział co robić, gdybym go nie znała, przekonałby mnie. Domyślałam się jednak, że ma plan. Ja byłam rozdarta. Czy to co słyszałam to prawda, czy tylko głosy mojej chorej podświadomości? Kogo teraz powinnam się bardziej bać? Mieszkałam z kimś kogo tak naprawdę nie znałam. Nie martwiłam się o Phoebe, nie zrobiłby jej nic, to jego córka. Martwiłam się o siebie. Czyją stronę powinnam trzymać? Komu powinnam współczuć?
- Dlaczego? - Z trudem wypowiedziałam to słowo.
Usłyszałam westchnienie chłopaka.
- Nie wiem. - Przetarł dłonią twarz. - Przychodził czasem do rodziców, szli na górę i zamykali się w gabinecie mamy. Nie raz próbowałem podłuchać o czym rozmawiają, ale słowa były stłumione. Potem pytałem, jedyną odpowiedzią było ''interesy, synu''.
Skubałam palcami swojąkoszulkę. Słuchałam co mówił Harry, ale wciąż nic nie pojmowałam.
- Jak niewiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze - mruknął pod nosem.
- Wiesz czemu teraz nie ryczę jak ta idiotka? - Podniosłam wzrok na niego. - Bo to do mnie nie dociera. - Przyłożyam doń do czoła.
- Czasem lepiej znać prawdę i nie wierzyć, niż nie znać i się jej domyślać.
Nie zrozumiałam co chciał przez to powiedzieć. Nie zdążyłam zapytać, bo w mgnieniu oka zostawił mnie samą.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz